Poncho od baaaaardzo dawna figurowało na mojej zakupowej liście "must have". Czemu tak długo skoro w sklepach dość często da się znaleźć tę część garderoby? Otóż ubzdurałam sobie, że moje poncho musi mieć to "coś" (bo po co sobie życie ułatwiać, skoro można utrudnić?!). Nie może to być tylko zwykły "kocyk" ewentualnie przyozdobiony kratką taką czy siaką. Mówiąc szczerze w pewnym momencie straciłam nadzieję, że takie poncho w ogóle istnieje i wtedy... BOOM! Kaśka z LTBG wrzuca na swój istagram zdjęcie najgenialniejszego poncho jakie moje oczy widziały z dopiskiem - wkrótce dostępne. Czatowałam na nie, czatowałam i... oczywiście przegapiłam, bo wyprzedało się w mgnieniu oka. Nie tracąc nadziei wysłałam zapytanie czy będzie restock i na moje szczęście otrzymałam odwiedź twierdzącą. Tak więc z każdego możliwego maila (żeby przypadkiem tym razem nie przegapić) zapisałam się na powiadomienie o ponownej dostępności towaru i po ok. tygodniu poncho wylądowało w mojej szafie. Uff! Czy Wy też macie takie "ciuchowe" przygody?
ENG: Today I'm gonna show you the sickest, coolest, dopest poncho you've ever seen!
♥
Sylwia
fot. gootex
top - New Yorker
poncho -Let There Be Gold
jeans - sh + DIY
torebka/bag - Parfois
buty/shoes - Nelly
0 Comments